Jak przezwyciężyć kaca pisarskiego?

– czyli jak pisać bez skrępowania po dłuższej przerwie?

W przeciwieństwie do Słowackich niedźwiedzi, którym nie udało się przespać smętnej zimo jesieni postanowiłam uciec do ciepłych krajów i tam w spokoju ducha zastanowić się nad swoim miejscem na ziemi. Planowałam pisać, rysować, pstrykać migawką. Chłonąć i szwendać wetknięty nos w zakamarki. Smakować powietrze, wodę i aromatyczne jadło.

Jednym słowem zbabokować każdy najdrobniejszy szczegół podróży. Uzbierać inspirujący materiał na całe wieki aby wyciągać i publikować kolejne wątki niczym króliki z błyszczącymi ogonkami jak perełki mieniące wśród wieprzy. Jaki efekt? Śmiechu wart!

Dlaczego przez prawie miesiąc udało mi się szczęśliwie zapisać tylko jedną niecałą kartkę? Na domiar złego notesik pokrzywił swoje oblicze, bo pisadło zostało w środku jak zakładnik, a notesik upchany do plecaka wilgocią zaszedł i odkształcił złote myśli. Trzeba go teraz pieścić i głaskać, żeby wrócił do formy i dał się uzupełnić o zaległe treści, które mu obiecałam. Wynika z tego, że jestem idealnym przedstawicielem pisarskiego beztalencia, a jednak twardo idę w zaparte, a może ogarnął mnie kac pisarski wywołany twórczą abstynencją?

073481dac1c24730275169e9766ce7b7

Najbardziej tragiczne jest to, że to wszystko siedzi w głowie.

Słowa. Zdania. Fenomenalne porywające akcją akapity, w których dzicz się dzieje, a mężni rycerze powalają smoka jednym pchnięciem świetlnego miecza z przekory trzymając w drugiej ręce szablę selfie stickia. Jakbym miała przy sobie emulator mowy Babokhansa (podręczne urządzenie wielkości puszki od fistaszków transkrybujące babokowe myśli na pismo ikonograficzno-literowe z aplikacją na bezbłędnie uzbrojoną prawidłową gramatykę, a do tego ortograficznie cięte na miarę) - miałabym to! Dzięki temu nie musiałabym się zastanawiać, czym tu dziś uraczyć Blogosferę, który interesujący post odgrzać z wachlarza archiwum, aby prezentował smakowicie, kusił i gdzie jest ta serwetka, na której pośpiesznie zacharapciłam pędzącą chwilę. Nie siliłabym się na wymyślanie zachęcającego pre-posta do posta w post-produkcji wypucowanego na glanc, który zapewne brzmiałby tak:
Czy znasz to uczucie? Masz sieczkę w głowie. Ciśnie Cię, ale nie możesz, Nie potrafisz sensownie zapisać jednego prostego zdania. Edytor tekstu mieni bielą, a kolejne wyklinane słowa, zostają skasowane szybciej niż spływają z Twoich palców. Gorączkowo zastanawiasz się, jaki temat jest najbardziej wart poruszenia, a jaki najbardziej interesuje Ciebie.
Zastanawiasz się, czy właściwym jest tak się obnażać, czy jeśli napiszesz płytko po wierzchu nie zostanie to poczytane, jako bicie topowej piany, bo wszyscy tym interesują, więc wcale nie musisz się nad tym profesjonalnie znać, przecież liczą się Twoje personalne odczucia. Wszystkich interesuje Twoja opinia, więc śmiało wypowiedź, – jeśli możesz...
Czy oblewają Cię zimne poty, że już nigdy więcej nie napiszesz ani jednego wartościowego posta, a przez to cała pula Twoich wiernych Followków odpłynie w dal albo, co gorsza nigdy nawet ich nie poznasz, bo zakładając nowego bloga nie będziesz w stanie napisać choćby jednego czytelnego tekstu. Zastanawiasz się czy istnieje jakaś viagra dla blogopisarzy, nie/farmakologiczny mentalny doradca? Nie idź w stronę światła – zajrzyj do Baboka (tak mówi Twitter)!

Ładny pre-post, prawda? Myślicie, że byłby klikalny? Czy po jego przeczytaniu chcielibyście się dowiedzieć więcej jak przezwyciężyć niemoc twórczą i na nowo odzyskać swój prywatny strumień świadomości, który użyźni wasze pisarskie blogowe grządki? Jak zgrabnie napisać post wart tysięcznych wizyt, wybrać zacny temat, który wzbudzi emocje?
Ciekawa jestem czy istnieje choćby jedne człowiek, który nie miałby z tym problemu i zawsze wiedział, co napisać, miał pomysł, potrafił zgrabnie ująć, aby brzmiało interesująco i nie przypominało wyrzyganej papki raczkującego amatora blogowego kunsztu.
Już samo napisanie jak to napisać może okazać się inspirujące, nieprawdaż? Czasami widzę tą wirtualną rzesze blogowych prawiczków, poukrywanych starych wyjadaczy, którzy szperają przesiewając googla w poszukiwaniu skrawków warsztatowych life-haków przydatnych do stworzenie prywatnej epopei postowej i mam ochotę ich wszystkich przytulić, bo jakbym widziała siebie. I proszę o to jest około 666 000 wyników (wabików) znalezionych w około 0.6 sekund na jedno proste zapytanie jak napisać posta na bloga.
Z perspektywy Babokowej znalazłam 5 fundamentalnych technik blogo-pisania, dzięki, którym możliwe jest pokonanie pisarskiego kaca. Przedstawiona poniżej lista jest subiektywna i niestety rzadko z niej korzystam może dlatego tak mało publikuję i tylko zazdrośnie look`am do innych bardziej płodnych blogokreatur.

1. Papugować czy nie papugować?

Podgryzanie cichaczem Blogosfery nigdy nie było moją mocną stroną, ale mroczna prawda jest taka, że w świecie, w którym powstaje więcej treści niż gwiazd na niebie, pisanie unikatowe praktycznie graniczy z cudem. Ponieważ aby poruszyć temat totalnie dziewiczy i choćby ukradkiem nieliźnięty trzeba mieć szczęście znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie i dać sobie szansę zaobserwowania czegoś nieopisanego.
Oczywiście najlepiej jest powielać samego siebie i przetwarzać własne pomysły, ale czasami i one kończą, wypalają, stają się obleśne. Wówczas wręcz z konieczności pozostaje poszukać u innych. Istnieją ludzie, którzy mają oddzielnie uszlachetniony za sprawą wielokrotnych ćwiczeń talent do wybierania resztek z cudzych wpisów. Znajdują w takim podglądaniu motywację do stworzenia własnych (prawie) oryginalny treści wierząc, że skoro dany temat ma tysięczne wydanie zawsze można go przedstawić jeszcze tysiąc pierwszy raz – przecież liczy się perspektywa „mój punkt widzenia” i to, że każde zdanie można napisać wielokrotnie przestawiając słowa i nawet o dziwo zachowując treść. Sprawdzałam.

2. Zakomentuj to – w nawiązaniu!

Technika szalenie popularna w blogosferze polegająca na poszukiwaniu inspiracji w odpowiedziach na posty innych blogotwórców. Funkcjonuje na zasadzie wzajemnego oddziaływania. Sposób szalenie prosty i intuicyjny. Znasz to na pewno.
Czytasz posta na blogu X – odpowiadasz na niego, okazuje się, że masz dużo do napisania o wiele więcej niż statystycznie powinien zajmować komentarz pod postem, aby nie okazał się dłuższy od tekstu autora bloga (faux pas nie mile czytany). Kiedy wszystko ku temu zmierza cichaczem podbierasz swój posto-komentarz, zostawiając mikro wersję na blogu X i szlifujesz na swoją własną pełnowymiarową notkę. Publikujesz i gdzieś w nagłówku albo stopce dopisujesz: „podobnie jak X z bloga X vel nie zgadzam się z Y z bloga Y”. Pisanie w nawiązaniu stanowi nieco szlachetniejszą wersję „mojego punktu widzenia”, ponieważ uwzględnia autora pierwszego wpisu, który okazał się idealnym katalizatorem pomysłu.

3. Mit serwetek i notesików.

Na wszelkich możliwych kursach pisarskich i rado poradnikach pokutuje wielka błyszcząca myśl zapisywania wszelkich możliwych wątków na wszelkich możliwych nośnikach, które mamy pod ręką, bo nigdy nie wiadomo, kiedy wielkie dzieło na nas spłynie i okaże się przydatnym posiadanie tej n-tej chusteczki opisującego futurystyczny ołówek z funkcją przesyłania napisanego tekst do tablomobilfonu, który właśnie leci wraz z promem kosmicznym fotografować Hiperolbrzymiego UY Scuti abyśmy mieli najświeższe niepowtarzalne zdjęcia do naszego nowego galaktycznego postu o krewetkach ze skrzydełkami w kształcie bakłażana.
Wniosek I: zaiste warto jest każdy nawet najmniej przydatny pomysł gdzieś notować, bo nigdy nie wiadomo, kiedy właśnie to zdanie okaże przydatne zaś opis, przepis czy nazwa zogniskują się w ciekawym punkcie zapalając kreatywne światełko.
Wiosek II: i tak tego nie ogarniesz, tych wszystkich notesików karteczek, serwetek i podkładek, ale warto je mieć, choćby po to, żeby o nich napisać, że je masz i pomagają Ci tworzyć cudowne wpisy i ratują od zdołowania, kiedy brak pomysłu na nowy topowy tekst wypala Ci czarną dziurę w głowie.


4. Odpocznij i zrób to jutro.

Wbrew pozorom mało-produktywność jest bardzo zacną techniką, która umożliwia nam swobodne bezciśnieniowe dojrzenie do wartościowych treści. Nie ma nic gorszego niż pisanie na siłę, kiedy próba ogarnięcia „popularnego” tematu staje się dla nas udręką wzbudzającą irytację wywołaną niemożliwością przelania prawdziwych interesujących wątków na wirtualny „papier”. Odbija się to płytką, nieciekawą czkawką, która działa jeszcze bardziej demotywująco, kiedy powstają pod przymusem terminu i „regularności” twory pozbawione kształtu i polotu.
Oczywiście dla takich awaryjnych stanów można pisać na zapas, aby zawsze mieć pod ręką jakiś świeżutką, pachnącą notkę, ale czy będzie ona miała w sobie ten magiczny pierwiastek zaskoczenia? Śladowy blask minionej chwili. To wrażenia „pisania z ręki”, które czyta się z wypiekami na policzkach i odczuwa żal, kiedy pojawia ostatnia kropka?


5. Przeżyj to sam!

Na koniec błaha technika, ale jakże niezastąpiona. Nie ma lepszego motywatora pisarskiego niż własne espady. Nawet, jeśli w trakcie ich przeżywanie nie mamy czasu, aby możliwie najesencjonalniej je uwiecznić – one i tak pozostaną w nas na zawsze, zachowane na prywatnej wyspie tajemnic. Jeśli nauczymy się właściwie korzystać z tego rezerwuaru wielkich - małych cudów, może zdarzyć się coś magicznego i powstanie tekst o znamionach unikatowych…

...może



PS:, Dlaczego blogowa abstynencja powoduje pisarskiego kaca? (czyż nie jest to idealny zachęcający pre-tytuł notki do wrzucenia do sooo..social mediów, koniecznie muszę o nim pamiętać jak pojutrze będę publikować ten wpis, który już dojrzeje i zostanie pięć-tysięcy razy poprawiony i doszlifowany ;))


Babo Buźka !

Komentarze

  1. A ja wciąż się nie dorobiłem notesika. Nawet takiego najmniejszego :( Fajnie, że wróciłeś Baboku :) Czasem trzeba przeżywać własne życie a pisanie samo przyjdzie. Tylko później.

    OdpowiedzUsuń
  2. Notesik bardzo ważna sprawa zalecam sprezentowanie chociaż w Twoim przypadku chyba lepiej sprawdziłby się dyktafon żebyś mógł nagrywać się w czasie biegania jak wpadnie Ci do głowy jakiś nowy ciekawy pomysł na tekst :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie robienie notatek, chociażby po łebkach, jest bardzo ważne, choć fakt, trudno się połapać w tych wszystkich świstkach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na siłę raczej nie da rady :) Ja akurat jak mam zastój, szukam inspiracji na pintereście itp :)
    No ale u mnie się o grafikę rozchodzi ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja notuję w telefonie. A czasami - w korku nawet cały post naskrobię na tym małym ekraniku. Tylko potem zapominam przenieść to na kompa. I ostatnio telefon padł. I wiele szkiców i mądrych myśli przepadło... Cóż, wymyśle coś innego. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czasami chyba sam rytuał "robienia" notek wydaje się ważniejszy. Kto wie co Ci się kiedyś przyda :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam Pinteresta nawet jeśli czasami gubię się w nim jak w czasoprzestrzennej dziurze :P to straszne jak można tam inspiracyjnie zawędrować ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Pisanie w notatniku z możliwością synchronizacji pliku na innym urządzeniu czasami pomaga w zachowaniu notki :) sprawdza się też pisanie w mailu tak jak w gmailu gdzie jest autozapis.

    OdpowiedzUsuń
  9. Co mam przy sobie zawsze, prawie zawsze? Telefon. Zapisuję więc w telefonie. Przynajmniej słowa klucze, lub zdania klucze. I co z tego skoro najlepsze pomysły przychodzą :
    a. przy zmywaniu - mokre ręce
    b. przy kąpieli - mokra cała
    c. przed samym zaśnięciem, kiedy jestem już prawie w półśnie i nie chce mi się sięgać po cokolwiek do zapisania.
    Dyktafon nie wchodzi w grę bo gadanie mi nie idzie. Zazwyczaj gadam bez sensu. Od czasu do czasu po prostu siadam i piszę, kleci się samo. Stawiam na spontan. :-)
    Ps. Wiagra dla blogerów mnie rozwaliła.
    Ps. 2 Czemu nie masz namiarów na bloga w disqusie. Musiałam Cię szukać na fejsbuniu. :-P

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj Basiu :) zgadzam się z Tobą w 100% z punktami. Dodałabym jeszcze punkt
    d) tuż przed obudzeniem/zaraz po kiedy masz jeszcze przed oczami ostatnie fragmenty genialnego snu-wątku, a tu budzik burzy wszystko
    brutalnie -.-
    Mam problem z disqusem po pierwsze nie mając konta premium chyba nie mogę go zainstalować na wordpressie, po drugie jakiś bug mi się załącza na moim disqusowym profilu i co wrzucam link z adresem klikam save zapisuje, a kiedy odświeżam znowu nic nie jest wypełnione. Nie wiem jak sobie z tym poradzić :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja niestety nie jestem techniczna, więc nie pomogę, zwłaszcza, że sama działam na bloggerze i każde grzebanie w szablonie przyprawia mnie prawie o zawał. :-) Dla chcącego nic trudnego, chciałam, to Cię znalazłam. :-) Ale wiesz, inni mogą być bardziej leniwi. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Pierwszy raz działam na WP inne blogi mam na bloggerze gdzie wiem co i jak. Trochę jestem zawiedziona myślałam, że więcej można zrobić i brakuje mi Disqusa, którego nie mogę zainstalować tutaj bez konta premium.

    Dziękuję Ci tym bardziej :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz