Gdzie się podziały tamte kurczaki, gdzie tamte krowy, gdzie tamten knur…..?

Babok przegląda przepastne stronice Internetu, jakby trzymał wielki nieskończony almanach. Wpisuje w przeglądarkę hasło i dziwi się, że ja taka miłośniczka zwierząt, niedoszła weterynarz, ratująca wiejskie pieski i ganiająca za bystrymi kotkami, żyje w rażącej nieświadomości. Ta sama ja, która rzewnie roztkliwia się nad smutnymi ryjkami spoglądającymi ze zdjęć adopcyjnych i żali się, że nie ma warunków aby je wszystkie przygarnąć przytulić do serca, nie wiedziała, że istnieje takie miasto jak Yulin, w którym od 2009 roku w południowych Chinach w czasie przesilenia letniego odbywa się abstrakcyjny Festiwal "Kulinarny" kultywujący spożywanie Psiego Mięsa? Naprawdę?



Mój przyjaciel miał prawo nie wiedzieć, w przeciwieństwie do mnie. Zupełnie tak, jakby wiedza o tym makabrycznym przedstawieniu były tajna, zaś gorące nawoływania do protestu nie dość palące i błahe, bardziej znieczulające moją wrażliwość niż pobudzające do jakiegokolwiek sprzeciwu. Najwidoczniej nigdy nie brałam poważnie pod rozwagę, że coś takiego dzieje się realnie i budzi tak gwałtowne emocje. Nawet jeśli gdzieś to do mnie docierało (na pewno tak było, w końcu to mroczne Party odbywa się od ponad siedmiu lat) to równie szybko odbijało się głuchym echem połączonym ze wzruszeniem ramion. Tłumaczyłam to sobie klasycznym brakiem jakiegokolwiek wpływu na to co dzieje się gdzieś tam na świecie za tysiącami kilometrów od naszych polskich granic, za którymi lokalnie trochę jakby z kaprysu walczymy o prawa kurczaków.

Z walki tej i tak nic nie wynika. Żaden Chińczyk nie próbuje zbojkotować nas głosem świata i petycjami w obronie świątecznych karpi, które rok rocznie topimy w wannach wespół z dziękczynnymi indykami pęczniejącymi od jabłek na innym krańcu świata radośnie machającymi krótkimi upieczonymi skrzydełkami do utuczonych "francuskich" gęsi, a może powinien?

Znudzona i przeżarta idiotycznymi dowcipami o zaginionych pieskach i kotkach w okolicy azjatyckich barów okazujących się elementami wyszukanego jadłospisu, żyłam sobie we względnej niemej akceptacji, która wynikała z prostego faktu, że nie wierzyłam, że takie menu brane jest pod uwagę, bo jeśli czegoś nie potrafimy zaakceptować, to jakoś łatwiej jest nam udawać, że to nie ma miejsca.

Moja błoga nieświadomości trwała sobie w spokoju, aż do pewnego marcowego dnia. Zwiedzaliśmy uroczą górską miejscowość Sa Pa, kiedy to na własne oczy ujrzałam na blacie jednego z wietnamskich ulicznych targowisk oskórowane i podwędzone psie główki. Zastygłe w hienicznym grymasie ostatniego szczeknięcia, szczerzyły do mnie zbielałe kły. Obok wyraźnie rozpoznawalnych pysków leżały fragmenty mięsa, żeberka, skrawki przypominające polędwiczkę. Surowe, wyporcjowane kawałki mięsiwa, tak bardzo zwyczajne, nie różniące się na pozór niczym w porównaniu z tuszką świńską.



Wiem jak w praktyce wygląda taka tuszka, jak humanitarnie pozbawia się życia, obdziera i oprawia się krowę, kurczaka czy królika, mogłabym o tym opowiedzieć, ale zaręczam nie chcielibyście tego czytać. Wiem to i wiem, że dla wielu obrońców zwierząt walczących o prawa zwierząt nawet nasze cywilizowane metody nigdy nie będą dostatecznie cywilizowane, aby je zaakceptować i pogodzić się ze stanem, w którym zabijanie zwierząt ma uzasadnienie wynikające z konieczności biologicznego zapotrzebowania wyrażone w tradycjach kulinarnych.

Wszystko dlatego, że dotyczy to zwierząt hodowlanych, tradycyjnie konsumowanych i nikt nie zarzuca nikomu bestialstwa. Oczywiście znane są przepisy warunkujące prawidłowy ubój, wszystko obwarowane jest licznymi zaleceniami, instrukcjami, procedurami gdzie dobrostan zwierząt, jest najważniejszy, ale czy taki powszechny konsument na co dzień wybierając mięso w rzeźni czy markecie zastanawia się na tym? Akceptacja spożywania mięsa, które kiedyś kwiczało i miało mięciutkie futerko jest tym większa im bardziej smacznie przyrządzona jest porcja na talerzu, który nie ma przecież przypiętej metki mówiącej o pochodzeniu i historii zwierzęcia, który posłużyło nam za dzisiejszy obiad.

Przeciętny konsument znajdzie dla swojego gustu kulinarnego multum usprawiedliwień i zasadnych faktów dzięki, którym może, przyjąć do wiadomości niegdysiejszą żywotność swojego jedzenia. Nie odczuje wstrętu patrząc na rumianą świńską giczkę, ponieważ wie, że upolował ją na atestowanym stoisku mięsnym, które zapewniło licznymi znakami jakości, że powzięło mięso z miejsca gdzie ubój odbył się w sposób humanitarny. Osoby odpowiedzialne za prawidłowe przygotowanie mięsa na pewno zadbały o dobrostan zwierząt. Dzielnie uniosły na swoich barkach i sumieniu sam akt cichego strzału między oczy i poderżnięcia gardła, zapewniając tym samym bezstresowy koniec, uprzednio pamiętając o tym, aby zwierzęta miały czas odpocząć po sardynkowym transporcie i zostały troskliwie opatrzone po stratowaniu przez inne życzliwe przyszłe giczki, dzięki czemu ich mięso zachowało najwyższą wartość smakowitą i odżywczą, zaś konsument został usatysfakcjonowany, że nie musiał tego oglądać.

Takie są fakty, tak zachowujemy się my mięsożercy. Nie dopisujemy do tego żadnej teorii, nie dorabiamy kulturowego znaczenia. Nie mamy usprawiedliwienia w postaci ludowych tradycji i walorów leczniczych o jakie Chińczycy posądzają psie mięso. Ubój nie jest rytualny, nie odbywa się na ulicy wśród wiwatującego, wrzeszczącego tłumu, posoka nie płynie ulicami i nie widzimy ciągniętych po ulicach ciasno upakowanych klatek z zawodzącymi, jęczącymi psami, które równie dobrze mogłyby być krową, albo świnią przewożoną w trzykondygnacyjnym obudowanym busie transportowym, bo tak dozwolony jest przewóz trzody chlewnej. Z małymi okienkami wentylacyjnymi, sztuka przy sztuce z dokładnie wyliczonymi centymetrami sześciennymi przypadającymi na przewożonego osobnika.

Tak naprawdę to nie jest dobry temat, pokrętny, nie bardzo wiem jak go ugryźć, w jaki sposób obedrzeć do kości, aby wydobyć sedno i smak. Temat trudny do przyprawienia, nikomu nie podejdzie, a przecież czy nie najważniejsze to pisać do ludzi o tym, o czym chcą czytać? Czy naprawdę chcą się dowiedzieć jak to się odbywa? Czy szukają wyjaśnienia, pytają dlaczego i chcą być zmuszani do przyglądania się makabrycznym zdjęciom torturowanych i obdzieranych żywce ze skóry zwierząt? Oczywiście, że nie. Nikt również nie będzie przyglądał się wykrwawianiu tuszki świńskiej i nie pomyśli w jaki sposób to się odbywa, bo to nie ma najmniejszego sensu i nie wzbudzi oburzenia. Świnia to świnia czy naprawdę jest gorsza od psa czy kota tylko dlatego, że nie śpi w Pańskim łóżku i nie chodzi na co dzień na smyczy?

Oczywiście, że to gryzie nasze sumienia, oburza, karze sprzeciwić i wszcząć głośny bunt, że gdzieś po drugiej stronie świata dzieje się coś tak makabrycznego, a do tego przerażającego, bo widzimy, że ludzie, który dopuszczają się tych czynów traktują swoje zachowanie za coś dla nich swoistego, nie zaś jako spaczenie pozbawione współczucia i humanitarności. Żyją tak od lat w zgodzie ze swoimi przekonaniami i dziwią się nam ludziom cywilizowanym, który burzą się i zwracają uwagę, wkraczając na ich kulturowe terytorium z ostrzałem wzgardy w ich wierzenia, kulinarne nawyki i dzikie zaprzeszłe zwyczaje, tylko dlatego, że sprawa dotyczy psów niespożywanych tradycyjnie w naszej „wyższej” kulturze.

Chciałabym, aby to było jasne. Nie popieram festiwalu Psiego Mięsa. Jest on dla mnie tak samo niezrozumiały i budzi mój sprzeciw, ponieważ sama poddaje psy czy koty antropomorfizacji, nadaję im cechy ludzkie i traktuje z wyższością w stosunku do innych zwierząt. Jak wielu z nas podpisałam petycję, która została wystosowana przeciw tym okrutnym praktykom rozgrywającym się na ulicach Yulin.

 Wyrażam swój sprzeciw!


Jednocześnie chciałabym zwrócić Wam uwagę na pewne istotne rozróżnienie dlaczego Nasz sprzeciw powinien być zasadny. W naszej ocenie tego chińskiego zjawiska powinniśmy się kierować przede wszystkim sposobem w jaki te zwierzęta są traktowane, poddawane publicznym torturom gdzie ich konanie okazuje się atrakcją, zaś śmierć staje się makabrycznym przedstawieniem nieuzasadnionego cierpienia. To jest sedno, to powinno nami kierować, nie zaś empatia gatunkowa, której konsekwencją jest zaprzeczenie prawa do spożywania psiego czy kociego mięsa. Ponieważ właśnie dlatego, że jesteśmy ludźmi cywilizowanymi, ludźmi myślącymi pragnącymi uchodzić za tolerancyjnych i akceptujących inne kultury powinniśmy umieć unieść ponad to i pozwolić ludziom żyć w zgodzie ze swoimi praktykami, ponieważ i nasze obyczaje mogą być nie akceptowalne, ale oczywiście do tego nigdy się nie przyznamy.


Petycja w przeciw Yulin jest Bardzo Ważna i należy ją podpisać, 
ale trzeba też wiedzieć dlaczego!


Znajdziecie ją pod tym linkiem:  STOP YULIN 



fotografia: zdjęcie z albumu własnego
grafika - dzięki serdeczne dla Paweł z Creative Dragon Studio


Pozdrawiam Babok.

Komentarze

  1. Siema. Pozdrawiamy cieplutko z całą rodzinką ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. 20 yr old Programmer Analyst II Kori Aldred, hailing from Owen Sound enjoys watching movies like Godzilla and Jigsaw puzzles. Took a trip to Kalwaria Zebrzydowska: Pilgrimage Park and drives a Impala. przydatne zrodlo

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz