Czy warto pogodzić się z sobą takim, jakim jesteś ? a może nie warto...

Chciałabym nauczyć się cieszyć z tego, co mam, co robię. Nie czuć wiecznych wyrzutów sumienia, pretensji do siebie, że jestem gorsza, mniej zdolna, zacofana względem ludzi których, znam, którzy biegną przede mną, a ja widzę ich blade niewyraźne cienie zawieszone gdzieś na horyzoncie. 

Sprawia to, że potrafię zblokować się totalnie. Samodzielnie, na własne życzenie nakładam na swoje oczy klapki. Wiąże mentalny sznurek na karku, a potem tylko czekam, aż nogi obsuną mi się z taborecika wyrażającego ostanie racjonalne myśli. Trach i klekot łamanego karku.

Nie chodzi o wielkie doniosłe artyzmy. Nie chodzi o szaloną genialną karierę naukową. Nie będę ani wielkim kreatorem gustów, ani nie odkryje zmutowanych genów warunkujących podstępne nieuleczalne choroby. Chodzi o życie. Proste szczęśliwe życie, w którym będę się radować z tego, co jest koło mnie. Moja radość okaże się prawdziwa, budująca, bez wybrzydzania i zazdroszczenia innym, że są tam gdzie ja zapewne nigdy już nie dotrę, a nie potrafię się z tym pogodzić. 

Chciałabym się pogodzić z sobą taką, jaka jestem. 

Wybaczyć sobie, że nie jestem taka, jaką chciałam być, że okazałam inna.


Muszę wybaczyć sobie, że nie dotarłam do wyimaginowanego zawodowego świata z pozycją wypracowaną wedle umyślonej ścieżki kariery. I nie robię tych wszystkich ważnych odpowiedzialnych rzeczy. Nie są moim udziałem kolejne stopnie wtajemniczenia i nie zwiększam swoich zasobów majątkowych, niestety też nie władam płynnie angielszczyzną, a to zdecydowanie nie jest powód do dumy. 

Wstydzę się i mam opory przed "obcą" nauką, jakby myśl o językach była czymś rubasznym, ja zaś ograniczona. Jak ostatni gwóźdź, który zostaje w ręku, kiedy wszystkie inne możliwości zawodzą. Czy i Ty uczysz się od ponad dwudziestu lat języka języków? Wydaje Ci się, że znasz zasady, gramatykę, wymowę, a kiedy przychodzi do wykazania Twoich lingwistycznych umiejętności Twoi oceniający oprawcy obdzierają Cię ze złudzeń grzecznie prosząc o spójne pomyślenie, najprostszą komunikatywną mowę, wówczas wszystko znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Czasami mam wrażenie, że pięcioletnie dzieciorki są ode mnie mądrzejsze i bardziej biegłe jak na swój wiek.




Cała nasza edukacja rządzi się wspólnymi prawami. Jednym z nich jest prawo: Naucz i stosuj.

Wszystko to, czego uczyłam się na studiach i dodatkowych dupokursach, niepoparte praktyką niweluje i traci na wartości. Któregoś pięknego dnia obudziłam się z przysłowiową ręką w nocniku i przeraziło mnie, że nie wiem, co mam ze sobą zrobić.

Kiedy cała wiedza edukacyjna zawodzi, a doświadczenie zawodowe nijak nie można wykorzystać, pozostaje tylko mobilność lingwistyczna, żelazna dupa i pewność siebie. Jeśli i tego brakuje, pogłębione przez morze niepewności siebie, świat staje się okrutnie wrogim miejscem.

Czasami patrzę na swoje dyplomy i próbuje zdusić w sobie ostatnie skrawki marzeń o tym, do czego miały służyć, co wyrażać, potwierdzać. Przełykam gorzki smak zawodu i jakoś próbuje to wpasować w teraźniejszość, w której nie jestem naukowcem, nie pracuje w laboratorium i nie zgłębiam genetycznych  tajemnic. Nowy scenariusz niesie ze sobą wiele strachu i niepewności.

"jak Cię widzą tak Cię piszą"


Jeśli tylko udałoby mi się wyzbyć tych wszystkich durnych absurdów, które nie pozwalają mi ruszyć z miejsca. Maszkar obniżających moją wartość w moich oczach, które na siłę i z uporem maniaka zmuszają mnie do patrzenia wstecz i dłubania w niepowodzeniach. Idiotyczny nałóg do szukania powodów, przyczyn, konsekwencji przemieszany z idylliczną mantrą przeznaczenia.

Jakbym tak zapomniała o bezskutecznych próbach konfabulowania, co inni o mnie myślą i przestła katować się przekłamanymi interpretacjami zachowań wszechświata i ludzi względem mnie. Może wreszcie pogodziłabym się ze sobą. Podała rękę i doceniła to, co może okazać się nową wartością innego niespodziewanego życia, dla którego nie posiadam gotowej procedury.

Na swoją obronę muszę powiedzieć, że i tak jest już o niebo lepiej!
Nauczyłam się odgryzać.


Miałam napisać odpowiedź na KOT-owy temat o komplementach i krytyce czy potrafimy je przyjmować vel godnie odpierać i żyć; jak to zgrabnie przedstawiła Moja Sztukoteka, a wyszła prywata, która zahaczyła o inne tory. Może następnym razem uda mi się napisać na temat albo uciułam inny wątek i uraczę, jakim sytym pamfletem.

***

PS: Wierzę, że kiedyś uda mi się odpowiedzieć na pytanie zadane w tytule – warto tylko najpierw muszę to przemędrkować, zwłaszcza, że prawdopodobnie nie mam wyboru, bardzo tego nie lubię, zostać postawionym przed faktem dokonanym ;)

Babok Cmok


Komentarze