... jak trudno jest czasem zrobić coś tylko dla siebie?


Babok śmieje się ze mnie kartkując książkę Julii Cameron „Droga Artysty”, drapie po głowie. przyswajając co bardziej wzniosłe i motywujące fragmenty, krztusi się, a potem zagląda przez moje ramię i czyta na głos:
„Czasami mam wrażenie, że moim największym problemem jeśli chodzi o różne aktywności twórcze jest brak dystansu do siebie i swoich ograniczeń. Kiedy indziej łapię się na tym, że obawa, która mnie zjada wyrasta ze strachu przed brakiem zainteresowania, które wiążę się z przeświadczeniem, że to co zrobię nikogo nie zainteresuje. Nie chodzi o pochwały i głaskanie po głowie. Nie brakuje mi aprobat, chociaż może w głębi serca wolałabym pozytywne reakcję. Obawa jest ogólna dotyczy zainteresowania niezależnego od emocji i gustu odbiorcy. Najważniejsza jest sama obecność oceny. Myślę, że wiążę się to z tym, że nie potrafię zrobić czegoś tylko dla siebie i zadowolić tym. Zawsze kiedy zaczynam coś, śpieszę się i chciałabym jak najszybciej pokazać, pochwalić, zrzucić niedojrzały owoc w nadziei na wielki zachwyt i poklask tłumu. To, zaś kończy się szybkim wypaleniem i ponurym warczeniem pod nosem, bo nigdy nie osiąga się niczego od tak, po za złotym strzałem. Wewnętrzna irytacja jest porażająca, czasami spina tak bardzo, że odechciewa się wszystkiego, a to co jeszcze przed chwilą sprawiało tak wielką radość, z czego byłam niesamowicie dumna okazuję szare bure i nijakie. W dwóch słowach – do dupy.”
- No i kolejny raz ten sam bełkot – Babok kwituje, kończąc zdanie siarczystą dupą. Pociąga nosem, wzdycha niczym cierpiętnik, któremu odebrano ostatnią kropelkę zbutwiałej wody.

- I tylko tyle masz mi do powiedzenia? Jakieś sugestie? Rady? Co dodać co odjąć, a może jeszcze dopisać coś o konkretach? Jak w odbiorze? Czy może się podobać? Czy nie jest za kolorowo? Czy zdania są dostatecznie czytelne? Nie za długie i wydumane? Czy da się to płynnie przeczytać na jednym wdechu i pojąć w lot sens i najważniejsze sedno? Poleciło byś to swoim znajomym? – pośpiesznie zasypuję pytaniami, tak bardzo pali mi się do odpalenia przeglądarki, której jeszcze dziś nie ruszyłam i wrzucenia moich nieocenionych mądrości do wszechwładnego Internetlandu.

Każde moje pytanie sprawia, że Babok kurczy się w sobie jeszcze bardziej, a nieoceniona krytyczna moc słabnie. Kiedy jest już takie zupełnie malutkie jak ziarenko ryżu i porusza powolnie łapkami na podobieństwo wypatroszonej kaczki w smole, której założono czerwone trzewiczki; spogląda na mnie kaprawym różowym okiem, a turkusowe przymyka z mentalnego wyczerpania. Przebierając łapami cicho szepcze, skrzecząc – dlaczego do cholery przerobiłaś mnie na kaczkę w kaloszach !?

Wzdrygnęłam się. Ono kaszlnęło.

- Jestem chore. Chore od twojego wydumania. Dlaczego nie możesz zrobić czegoś tak po prostu? Bez powodu. Od tak. Bierzesz, robisz, zapominasz. Bierzesz, robisz… powtórz. Bez tego pierniczkowego analizowania – „po co, dlaczego, czy to mi się opłaca, co ludzie powiedzą, a czy będę dzięki temu sławna” – przedrzeźnia moje myśli i chwytając za pompkę do roweru. Nie mam zielonego pojęcia skąd wytrzasnęło chabrową w żółte pasy, pompkę do roweru wielkości szpilki, ale to w tej chwili mój najmniejszy problem.

- To są czerwone trzewiczki – tylko to potrafię łzawo wystękać.

- Przyznaj się! Nawet w tej chwili myślisz, czy moja bytność może Ci się na coś przydać – prycha, wkładając chabrową pompkę do pyszczka i zaczyna intensywnie wtłaczać w siebie okoliczne powietrze. Pompuje rytmicznie i z gracją nucąc przy tym kaukaską melodyjkę wojenną. Robi się coraz większe i bardziej wydumane. – Zawsze tak było… Dlaczego nie możesz zrobić czegoś dla siebie? Nic złego bym nie powiedziało. Cieszyło razem z Tobą. Czy to takie trudne? Możemy zacząć od dziś! Wystarczy, że skończysz to pisać, zapiszesz, a potem to usuniesz. I opróżnisz kosz. Wierzę w Ciebie – uśmiecha jak pekińczyk, mrugając zalotnie ślepkami niczym choinkowymi lampkami; raz różowe, raz turkusowe.

Słodycz. Myślę sobie po cichu… nie. Nie, mogę po cichu myśleć i tak mnie usłysz…

- Nie możesz nawet po cichu – szybko dopowiada zdanie, zanim je „domyśliwuję” do końca.
Biorę się na odwagę i pytam: - To może następnym razem zrobię coś dla siebie, albo w między czasie! Powiedźmy.. równolegle. Nasza rozmowa jest przydatna, nie może się zmarnować przez zwykły, ordynarny „ctrlAdel”- spoglądam na nie, nadmuchane jak balon i właśnie wznoszące pod sufit; po chwili dodaję: - Powinnam mieć kogoś jeszcze, kto będzie równoważył Twoje negatywne krytyczne nastawienie!

- Tym chcesz się bronić? Naprawdę? Ja Cię pierniczek, czy jeszcze się tego nie nauczyłaś? Żyjemy ze sobą ponad trzydzieści lat i jeszcze nic nie dotarło do tej małej główki? – wypluwa odbijając niczym słoneczna piłeczka o ściany. – Po pierwsze ja zawsze działam na przekór. Nigdy nie zgadzam. Zawsze stoję kontrargumentem. Równoważę. Ty się cieszysz – ja pokazuję dlaczego Twa radość nie powinna trwać wiecznie (tak wiem, że to złośliwe czasem), smucisz i dołujesz? Proszę bardzo – śmieję się z Ciebie i ironizuję. Nie użalam się nad Tobą i nie głaszczę bezsensownie po główce, to nic nie da i jeszcze bardziej się rozkleisz. Zawsze to robisz. Nie permanentnie jestem takie podłe, czasami potrafię pocieszyć. Rzadko to nie znaczy, że wcale. Prawda? – domaga potwierdzenia mrugając i przeczesują pokręconymi łapkami zmierzwione loczki na swym kanciastym czerepku.

- To może dla siebie opublikuje naszą rozmowę? – uśmiecham się przebiegle i widzę jak Babok przestaje odbijać od ścian i zaczyna lewitować w powietrzu. Zatrzymuje się nad moją głową. Niczym pluszowa chmurka gradowa i napina coraz bardziej…

- Jeśli to zrobisz, odpowiem Ci w dwóch słowach…

Kawa uraczona od spookyfallseason


Komentarze